ok godz. 15:00 - Berlin Hbf. To się nazywa dworzec! Czyste perony, wypasiona galeria handlowa, ogromna choinka na środku. Ola chętnie coś by tu sobie kupiła, ale nie ma czasu :( Marta kręci pierwsze ujęcia naszego filmu. Kierujemy się na przystanek autobusu TXL, który ma nas zawieść na lotnisko Tegel. Na zewnątrz zimno i pada. Okazuje się, że przystanek przeniesiono i musimy przejść na drugą stronę dworca. Po 10min szukania w końcu się udało! Autobus jest za darmo (czego nie wiedział Mateusz i tydzień wcześniej kupił bilet, haha) //MZ: Tu Mateusz pragnie wyjaśnić, że jechał w stronę zgoła przeciwną i został do kupienia biletu zobligowany przez pana kontrolera przez co nawet uciekł mu (t.j. Mateuszowi a nie kontrolerowi) PKS.ok godz 16:00 - Jesteśmy na lotnisku. Do naszego samolotu jeszcze kupa czasu, więc szukamy sobie miejsca na nasz obóz. Wybieramy miejsca przy ławeczce naprzeciwko fryzjera. Ola rozkłada matę-wpadkę, z której wypada podejrzana mała torebeczka - dobrze, że nie poleciała do Kataru ;) Mateusz z Kubą kupują wszystkim piwo, Marta czyta ‘Tajlandzką księżniczkę’, Aneta obczaja toaletę ;). Potem z Martą w toalecie popełnia zbrodnią niepłacenia 3 euro- pani Babcia Klozetowa mruczy zdegustowana “nicht gut, nicht gut”. Marta i Aneta uciekają szybko. Pociesza je mysl, że chociaż troszeczkę zemściły się za II wojnę światową... Kupujemy Finlandię i colę. Drinki robimy w kubeczkach po piwie (zagadka: kto kupił piwo?;)). Co chwilę przechodzi jakiś policjat i stresujemy się, że nas wyrzuci z lotniska, ale nic takiego się nie dzieje. Atmosfera jest już mocno wakacyjna :). Zawzięcie gramy w kości ale ani nic nie wygrywamy, ani nie przegrywamy.ok godz. 21:00 - Tak się zasiedzieliśmy, że teraz musimy biec do check-in’u... Jesteśmy jedni z ostatnich. Pakujemy nasze plecaki w plastikowe worki i właściwie od razu wchodzimy do samolotu. Samolot jest wypasiony. Każdy ma swój telewizorek, słuchawki, koc, poduszkę i torebeczkę ze szczoteczką do zębów, opaską na oczy, zatyczkami do uszu i skarpetkami. Jest lux. Podekscytowani czekamy na start.ok godz. 21:30 - Cały czas pada śnieg. Trochę nas to martwi. godz 21:40 - Planowana godzina startu, a my wciąż stoimy. Kapitan mówi, że warunki pogodowe się pogorszyły i musimy czekać na pozwolenie na start. A śnieg sypie jakby też chciał się zemścic za II wojną światową.ok godz. 22:00 - Kolejny komunikat - czekamy. Podobno może to potrwać nawet 1,5h.ok godz. 22:30 - Ruszamy. Jedziemy po lotnisku - mamy nadzieję, że na pas startowy, ale okazuje się, że do ‘odladzarki’. Cały samolot polewają jakimś płynem - przez okno widać jak ze skrzydeł znika śnieg i lód.ok godz. 23:00 - Wciąż stoimy, zastanawiamy się czy odwołają nam lot.ok godz 23:15 - Ruszamy. Jedziemy, jedziemy, jedziemy... Startujemy. Let the journey begin :)